
Dawno mnie nie było i kajam się pokornie. Ale pamiętajcie, że jeszcze pracuję w „Niedzieli” i całkiem sporo tam piszę. A czasem trafi się od kogoś taka korekta, że rwę włosy z głowy i wydaję okrzyki zgrozy. Albo w jeszcze inne miejsce trzeba napisać tekst, a blog leży odłogiem.
Żeby więc nie było tak, że nic się tu nie dzieje, to zasyłam wam jedno z ćwiczeń z kursu pisania u Marty Łysek.
Dziś takie cztery słowa.
Miłość.
Dowód.
Zeszyt.
Robaczek 😉
I poproszę o jeden akapit historii o Joachimie, lat 32, brunecie z małym wąsikiem, w którym to akapicie te cztery słowa się pojawią.
Z tych czterech słówek wyszedł mi wstęp do czegoś, co może kiedyś będzie powieścią o bł. Marii Karłowskiej. A że pisanie o świętych lubię, to dobrze wiecie. Tylko żeby jeszcze znaleźć czas… W każdym razie poczytajcie sobie o Achimie:
Zeszyt zdobiła tłusta plama, ale ten adres – najważniejszy – dało się jeszcze odczytać. Czy Anna go jeszcze pamięta? Czy rozpozna ten sławny wąsik, o który wzdychały panny od Edynburga po Ciechocinek? Nerwowo przygładził jeszcze kamizelkę, chwycił niewielką walizkę i ruszył do drzwi pociągu.
– Toruń Przedmieście! – zabrzmiał głos maszynisty, z przedziałów wysypały się rodziny z dziećmi zdążające na niedzielny odpoczynek w Parku Cegielnia. Tramwaj nr 3 pobrzękiwał, jadąc przez most na Wiśle. Joachim nie zwracał jednak uwagi na widok średniowiecznego miasta, zerkając nieustannie w lewą stronę. Tam, pośród majowej zieleni kryła się ta kamienica. Wystarczyło przejść spory kawałek, mijając nowoczesne budowle architektów i domy z pruskiego muru z altankami i ogródkami łączącymi się przez podwórza. Wreszcie – jest! Piekarnia, pasmanteria i dom przed laty ukochanej.
Wbiegł raźno na schody, omal nie rozdeptując płowego kota. – Miau! – kocisko wyraziło dezaprobatę, przenosząc się na szeroki parapet. Joachim przeczesał jeszcze raz włosy, a po klatce schodowej rozszedł się obfity zapach brylantyny. Kot, oburzony do granic możliwości, podniósł się i wyruszył w kierunku piwnicy.
– Puk, puk! – Kołatka zastukała w szarozielone podwójne drzwi. Po chwili od wewnątrz dał się słyszeć ruch i w drzwiach stanęła niewiasta pokaźnych rozmiarów.
– Czego chce?
– Szukam Anny Zabłockiej, mieszkała tutaj jeszcze piętnaście lat temu…Joachim plątał się w zeznaniach, gdy wnętrza mieszkania doszedł głos starszego mężczyzny:
– Andzia? Co tam się dzieje?
– A przyszedł tu jakiś wyfiokowany i guza szuka!
– A niech idzie z Bogiem, a daj mi koca, bo zimno!
Drzwi się zatrzasnęły. Joachim wyszedł i trochę bezmyślnie ruszył przed siebie. Gdzie w takim razie jest jego Anna?
– Aniu, stój! – zabrzmiał głos wśród drzew. – Stój, robaczku, bo tatuś nie zrobi ci zdjęcia!Ach, więc to jednak nie jego Anna – to jakiś fotograf usiłuje uwiecznić swoją rodzinę. Furkoczą koronki, białe parasolki przepływają parkowymi alejkami. Ale zaraz… czy ten fotograf to nie Franek? Był to rzeczywiście on sam, stary kompan z chełmżyńskiego gimnazjum.
– Sto lat cię nie widziałem, brachu! A to moja żona, Felicja – młoda kobieta o piwnych oczach uśmiechnęła się łagodnie – i nasza córeczka, Ania. Co się z tobą działo?!
– Długa historia…
– Gadaj!Dziecko cokolwiek się nudziło, wolało rozglądać się dookoła, a gdy przy nieodległej fontannie rozległo się wołanie lodziarza, zaczęło intensywnie szarpać za maminą spódnicę. Felicja oddaliła się z małą, a Joachim zaczął snuć opowieść. Zaciągnięty siłą do pruskiego wojska – jak wielu chełmżyniaków w czasie Wielkiej Wojny – zwiedził szmat Europy. Wiedział o 11 listopada, doszły do niego i słuchy, że jego rodzinna Chełmża, a nawet Toruń wróciły do Macierzy. W grodzie Kopernika zostawił miłość swego życia, jednak długo nie wracał w rodzinne strony. Czemu? Z ciekawości świata? Z chęci przeżycia przygody? Czy żadna mu się tam w wielkim świecie nie spodobała? O nie, niejedna wabiła syrenim śpiewem, a i dobrze by się pewnie mieszkało na zadorskich klifach. A jednak wracał. Miał już 32 lata na karku, cały majątek mieścił w małej walizce i na nowo chciałby zdobyć serce Anny.
– A Ania? Co u niej? Byłem w kamienicy, ale chyba już tam nie mieszka.Franek zamyślił się. Wiedział sporo, ale czy mówić wszystko? Z drugiej strony, jak Achim ma dać dowód swojej miłości, jeśli nie przyjmując Annę z tym, co jej się wydarzyło?
– Stary. Musisz się spytać u pasterek. W Winiarach, pod Poznaniem. Chociaż może i u nas, w szpitalu Dobrego Pasterza, coś będą wiedzieć. Ale najlepiej tam.
– Pasterek? Została zakonnicą?
– Nie, nie…
Dodaj komentarz