
Wiecie, że jedyna czekolada, po jaką mogę sięgnąć, to ta w tytułach książek? Ale „Czekolada” (a dokładniej – Miłość, pies i czekolada) z powieści Małgorzaty Lis jest idealna – smaczna, nietucząca i bardzo dobra na stres.
Czekolada na smutki
Mamy tu niewielkie miasto pod Warszawą – bezpieczny azyl dla pracujących w hałaśliwej stolicy. Mamy starszych rodziców, którzy wyrażają miłość poprzez kopy jedzenia i żarty w stylu Karola Strasburgera. Mamy ich córkę, inteligentną, oczytaną, która nie dość, że traci pracę, to jeszcze zupełnie nie wierzy w swoją kobiecość.
Niestety, osobom o rubensowskich kształtach łatwo wmówić, że są brzydkie, tym bardziej, że ładnych ciuchów w ich rozmiarach w sklepach jak na lekarstwo. A prawda jest taka, że dziewczyny plus size potrafią być bardzo kobiece. A ich rozmiar niekoniecznie wynika z jedzenia li i jedynie czekolady i fast foodów.
Beata, główna bohaterka, akurat zajada smutki, ale znajdzie się na to sposób.
Tata bohater
Powieść to także piękny portret ojców. Tych ze starszego pokolenia, mających swoje przyzwyczajenia, czasem niestosowne teksty, ale potrafiących stanąć po stronie żony i córek. I tych w średnim wieku, stających na głowie, żeby ich dzieci (rodzone i adoptowane, zdrowe i chore) i ukochane kobiety czuły się bezpieczne i kochane.
Te samą historię widzimy opowiedzianą z dwóch różnych perspektyw – kobiecej i męskiej. To ciekawy zabieg, bo te same wydarzenia mogą być interpretowane w zupełnie inny sposób. Choć sceny, kiedy Rafał śmiga na rowerze między Targówkiem a Sulejówkiem (około 20 km), nie trzeba nikomu wyjaśniać.
Prawda jest ciekawa
W tej bardzo ciepłej, pogodnej powieści (naprawdę polecam na odstresowanie) pojawiają się jednak także poważne pytania.
Pierwsze to pytanie, na ile warto budować relacje na kłamstwach, niedopowiedzeniach. Nawet jeśli sprawy, które kryjemy, nie są czymś złym, a raczej próbą ochrony czegoś, co jest dla nas cenne? Czy taka relacja – miłości, przyjaźni – w pewnym momencie się nie rozsypie? Czy druga strona, w jakiś sposób oszukana, będzie chciała nam znów zaufać?
Druga kwestia to inność. Inność wynikająca z trudnej choroby, wyglądu niewpisującego się we współczesne kanony, życia innego niż oczekiwania osób dookoła. Inność, która zamyka, bo boimy się (być może słusznie) odrzucenia, wyśmiania, niezrozumienia.
A z drugiej strony nie wszyscy wokół są niedojrzali. Są osoby, które sięgają głębiej i w nastolatce z mózgowym porażeniem dziecięcym odkrywają fascynatkę książek i muzyki. Które zamiast widzieć grubą dziewczynę z psem, dostrzegają intrygującą kobietę, z którą tak przyjemnie znaleźć wspólny język i powierzyć jej opiece kogoś najcenniejszego. Które zamiast widzieć w szkolnym wuefiście jedynie przystojnego faceta, znajdują w nim troskliwego ojca, usiłującego na rożne sposoby zarobić na rehabilitację córki.
Autorka stawia na drodze swoich bohaterów dobrych przyjaciół. Takich, którzy i wysłuchają, i dadzą kopa do działania.
A to też bardzo dobry sposób na stres. Lepszy niż powieściowa czekolada.
Dodaj komentarz