Historia magistra vitae, czyli „Serce na Kaszubach” Darii Kaszubowskiej

wpis w: książki | 0
Ilustracja do tekstu "Historia magistra vitae, czyli Serce na Kaszubach Darii Kaszubowskiej

Dziewczyna w mokrych włosach i w butach nie do pary, uciekając przed deszczem, wpada na przystojnego mężczyznę akurat w momencie, kiedy podjeżdża jej tramwaj. Tak mogłaby się zaczynać jakaś reklama perfum czy komedia romantyczna. I tak się zaczyna debiutancka powieść obyczajowa Darii Kaszubowskiej, ale potem już nic nie jest oczywiste.

Kaszubski alfabet

Nazwisko autorki pojawiało się do tej pory raczej w publikacjach historycznych – jak poradziła sobie z zupełnie innym rodzajem literatury? Bardzo dobrze. Swoją fascynację dziejami i językiem regionu wkłada w usta mieszkańców Wilanowa („koło Przodkowa, nie tego w Warszawie”). Czytelnik może nawet sam spróbować mówić po kaszubsku, choć nie pobije teściów bohaterki powieści. Chyba że jest akurat z Kartuz albo Kościerzyny.

Dużym atutem powieści jest jej malowniczość. Z łatwością możemy wyobrazić sobie zarówno wygląd bohaterów, jak i przestrzeń wokół nich – hałaśliwe ulice Gdańska, zimny szpital, w którym PRL ma się w najlepsze, wiejskie wesele, stary dom z bijącym zegarem.

Jeśli jednak ktoś (np. patrząc na okładkę książki) myślał, że zobaczy Kaszubów w jakimś skansenie, wystrojonych w regionalne ubiory, sprzedających malowane dzbanki i mówiących „jo”, to będzie trochę zdziwiony. Choć nie zabraknie zwyczajów, do których bohaterowie są żywo przywiązani.

Trzy światy

Współcześni Kaszubi zmagają się nie tylko z zanikaniem rodzimej kultury (przykładem jest język – rodzice Brunona mówią po kaszubsku, ich dzieci mieszają go z polskim, wnuki mają tylko bierną znajomość języka, a synowa nie wie, że mieszka na Kaszubach). Żyją tu i teraz i stawiają pytania o to, czym żyje świat.

A pytania się mnożą i może dlatego autorka ślub bohaterów zamieszcza w środku powieści. To tylko w bajkach żyli długo i szczęśliwie. To przede wszystkim pytania o wiarę, bo Kamila i Bruno pochodzą z zupełnie różnych światów. To także pytania o wierność, czystość, sposób zarabiania pieniędzy, domowe rytuały i przyzwyczajenia. To nauka komunikacji ze współmałżonkiem, z jego rodziną, przyjaciółmi.

Do tego dochodzą pytania o własne dzieje. Kim jesteśmy, dlaczego zachowujemy się w taki a nie inny sposób? Daria Kaszubowska w powieści portretuje dwie kobiety, których życie dotknęła trauma nie do zniesienia. Może dlatego stały się nieznośne dla innych? Główna bohaterka, mówi, że nie chce popełnić ich błędów. ale dopiero, gdy poznaje ich historie, może je zrozumieć.

Łatwo przecież sobie wyobrazić kogoś z pokolenia wojennego czy urodzonego tuż po wojnie, kto nie był w stanie mówić o tym, co go zabolało, przeraziło, złamało. A za to sprzątał całą noc kurz pod krzesłami i tuż po porodzie gotował obiad dla żniwiarzy, bo dbanie o swoje naturalne potrzeby było nie do pomyślenia.

Nauczycielka życia

Wreszcie pojawia się pytanie o życie – lęk o nienarodzone dziecko, strach przed jego chorobą, decyzje, które trzeba podjąć. W jakiś sposób powtarza się rodzinna historia. Jakie będzie jej zakończenie?

Tak jak mam nadzieję, że Księżniczki i Rycerzy mogliby czytać rodzice z dziećmi, tak wyobrażam sobie, że „Serce na Kaszubach” pożyczają sobie np. córka, która niedawno urodziła pierwsze dziecko i jej mama. Albo starsza nastolatka i jej ulubiona babcia, która wszystko rozumie. Albo córka około 50-tki i jej mama. A potem rozmawiają w kuchni (bo to przecież najlepsze miejsce) o tym, co było, o marzeniach, o tym, co jeszcze może się zmienić.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *