
„Smak tabaki” to kolejna powieść Darii Kaszubowskiej, która ukazała się w tym roku. Chociaż zachęca do sięgnięcia świetną, symboliczną okładką, to opowieść słodko-gorzka. Z jednej strony wciąga czytelnika, który chce wiedzieć, jaką decyzję ostatecznie podejmą bohaterowie, z drugiej nie jest lekkim czytadłem przeznaczonym na urlop na działce.
Jak tabaka w rogu
Autorka przez kilka lat szlifowała swoje pióro jako dziennikarka, nic więc dziwnego, że postaci są prowadzone bardzo konsekwentnie. Mamy więc żonę, która kocha swoje dzieci i męża, choć nieustannie otrzymuje od niego sygnał, że jest nieatrakcyjna, za gruba, źle gotuje (Szymon wędruje na obiad do mamusi, bo… zupa warzywna jest według niego za zdrowa), nie radzi sobie z dziećmi (mąż ucieka w pracę do późna), a jej chęć rozwoju, nauki, zmiany pracy to jakaś fanaberia. Nawet sfera intymna, która powinna ich zbliżać, staje się czymś sztucznym.
Narrator przesuwa się po ich domu jakby ze szkłem powiększającym i pokazuje te drobiazgi, przez które małżonkowie zamiast z biegiem lat przyjaźnić się mocniej, rozbijają swoje małżeństwo.
W pewnym momencie rozczarowanie i żal Wandy sięgają zenitu. Zakochuje się w sporo od niej starszym charyzmatycznym dyrektorze regionalnej instytucji. Leon Żmuda-Trzebiatowski jest postacią fikcyjną (niektórzy czytelnicy usilnie chcą go dopasować do jakiejś realnej postaci, ale wystarczy zajrzeć do przeglądarki, żeby zobaczyć, że w wejherowskim muzeum nie pracuje nikt, kto przypominałby Johnny’ego Deppa), ekscentrykiem po przejściach, kochającym Kaszuby na zabój.
Chcemë le so zażëc
Rzecz dzieje się w środowisku średniej wielkości miasta, kultywującego kaszubskie tradycje. Czytelnik, który wraz z Wandą i jej dziećmi wędruje do Muzeum Piśmiennictwa i Muzyki Kaszubsko-Pomorskiej, poznaje kaszubskie piosenki, język, zwyczaje. Ci, którzy znają autorkę, wiedzą, z jaką pasją potrafi opowiadać o kaszubskich legendach, historii czy języku. Bohaterowie „Smaku tabaki” odkrywają, jak miłość do własnej małej ojczyzny przynosi dużo radości, rozwija wewnętrznie, pozwala poczuć smak przygody. Są jednak tacy, którzy chcieliby zatrzymać to piękno dla siebie. W małym, zamkniętym środowisku pojawiają się osoby, którymi kieruje zazdrość, uraza, intryganctwo.
Nie brakuje tu pięknych scen z mamą skaczącą z dziećmi po kałużach czy tańca, podczas którego Wanda zmienia się z brzydkiego kaczątka w królewskiego łabędzia. To powieść o tym, jak pasja dodaje skrzydeł, jak relacja z drugim człowiekiem może być pełna pasji – ale też jak bardzo może być niszcząca.
Gorzki smak tabaki
Wanda i Leon stają w sytuacji patowej i autorka doskonale opisuje ich wahania. Czy osoba z pewnymi zasadami (Wanda mówi, że jest katoliczką, ale równie dobrze można by wpisać inne wyznanie chrześcijańskie) ma wchodzić w nietypową relację z własnym szefem? Czy matka trójki dzieci z małego miasteczka ma współtworzyć wielokąt (nie tylko) emocjonalny?
Czy ma sens wiązanie się z człowiekiem, który co prawda jest serdeczny, pomocny, dowcipny, ma świetny kontakt z dziećmi, jest dobrym nauczycielem, ale jednocześnie jest tak poraniony, że nie jest w stanie zawiązać żadnej trwałej relacji? Co do którego są podejrzenia, że jest agresywny, a oprócz tego ma problemy z alkoholem?
Czy nie będzie tą drugą, trzecią, pięćdziesiątą?
A z drugiej strony czy warto odnawiać relację z mężem, który zamiast być najbliższą osobą, sprawił za dużo bólu? Czy tę relację da się w ogóle odbudować? Czy każde z nich będzie tego chciało?
Co powiedzieć dzieciom, które wielu spraw zaczynają się domyślać?
Rozwiązanie, jakie proponuje autorka, nie jest bajkowe. Ale wbrew pozorom, choć trudne, chyba najbardziej racjonalne. To takie kaszubskie twarde stąpanie po ziemi. Tak jak książka, która nie jest zwykłą powieścią, ale lampką ostrzegawczą. Dla tych, którym zależy na drugim człowieku – w małżeństwie, w stowarzyszeniu, we wspólnocie.
Dodaj komentarz