
Po „Księżniczkach” miała być książka dla Józia. Oczywiście nadałaby się też dla Michałka czy innych Stasiów i Ignasiów. Na razie jest tak w jednej trzeciej. I się nie posuwa.
Zaczęłam pisać opowiadanie na konkurs pewnego sklepu z owadem w logo. Jest prawie gotowe. I znów siadło.
Może dojść do rzeczy strasznej: zanim przyszywana ciotka napisze, to Józio zostanie wziętym piłkarzem albo skoczkiem (i nie będzie miał czasu na książki), a Michaś zostanie słynnym profesorem i na książki dla dzieci nawet nie spojrzy (oby nie!).
Trochę zdrowotnych problemów ostatnio mnie dopadło, więc musiałam zwolnić, ale myślę, że jestem na dobrej drodze. Chciałabym to wszystko nadrobić i obiecuję poprawę!
Trzymajcie się w tych trudnych czasach!
Kiedy jedni mogą pomagać na granicy, inni otwierać domy, są tacy, którym pozostaje modlitwa i wprowadzanie pokoju tam, gdzie są, na przekór wszystkiemu. „Natychmiast to najlepszy czas do czynienia dobra” (św. Katarzyna ze Sieny).
Rivulet
Spokojnie, jeśli chodzi o Michałka, to masz jeszcze duuużo czasu 😀 Profesor, hm. Chyba archeologii i to jeszcze taki konkretny, z biczem w ręku i specyficznym kapeluszem na głowie 😉
Dbaj o siebie! Czasem dobrze jest zwolnić.
Z frontu niebieskodomowego – idzie do przodu i jest dobrze 🙂 Uff. Ilustracje przeglądałam ostatnio i się sasałam.
A ja tymczasem piszę o zmartwychwstaniu (kolejna część) nocami, tak żeby myśli wyczyścić… No bo wiadomo jak jest, zwłaszcza jak się ma do wschodniej granicy dwie godziny drogi tylko.
Uściski!!!