
Jestem torunianką napływową, więc nie znam wszystkich skarbów w okolicy wartych zobaczenia. Na szczęście w mojej pracy – diecezjalnej edycji „Niedzieli” – od czasu do czasu dostaję zadanie specjalne. W zeszłym roku, w setną rocznicę powrotu Kujaw i Pomorza do Macierzy, tworzyliśmy cykl o tym, jak różne miejscowości w naszej diecezji odzyskiwały niepodległość. Szef jedne teksty dał do napisania koleżance, która jest zawodowym historykiem, a inne mnie. Co prawda historykiem z wykształcenia nie jestem, ale wszyscy wiedzą, że takie wątki uwielbiam.
Trochę jej zazdrościłam, bo myślałam sobie: „O Lubawie czy Chełmnie to sobie dziewczyna popisze, a co ja zrobię z takim na przykład Wąbrzeźnem…”.
Okazało się, że bardzo się myliłam.
Wąbrzeźno i klątwa wiedzy
Jest twardy lockdown, wszystkie biblioteki zamknięte i nawet zaprzyjaźnieni bibliotekarze nic nie pomogą, a tu trzeba artykuł o Wąbrzeźnie napisać. Przeszukuję więc internety i mam zagwozdkę. Szpalta się nie rozszerzy, numeru monograficznego nie zrobię, a klątwa wiedzy śmieje się w kąciku.

Bo wystarczy wgłębić się w takie fanpejdże, jak Skarbiec wąbrzeski, Fabryka Wąbrzeskiej Historii, filmy Pawła Beckera i już ma się za dużo wiadomości. Dobrze, że akurat nie mam pod ręką książki Tomasza Stochmala „Mataszkowie na ziemi wąbrzeskiej”, bo byłoby ich jeszcze więcej. A przecież jeszcze jest diecezjalny duszpasterz motocyklistów, ks. Paweł Dąbrowski, też fascynat grodu nad trzema jeziorami.
Nagle się okazuje, że niedaleko Wąbrzeźna Sienkiewicz pisał Krzyżaków, a Tetmajer widział to miasteczko jako przyszłą siedzibę uniwersytetu. Co prawda Grenzschutz w czasach, kiedy ważyły się losy Pomorza, nie doprowadził tutaj do krwawych zamieszek jak w Chełmży, ale i tak działał na nerwy takimi wyskokami jak choćby wylegitymowanie przedszkolanki i zabranie dzieciom biało-czerwonych chorągiewek. Prusacy mieli też zakusy na tory kolejowe. Stacja Wąbrzeźno powstała 3 km od miasta – miejscowi kupcy sami do tego dążyli, ale w końcu przekonali się o dobrodziejstwie kolei. Torów pilnowała więc łączona straż polsko-niemiecka. Skarby Wąbrzeźna sprzed stu lat to też ludzie – państwo Szczepańscy, państwo Łukiewscy, Anna Piasecka, ks. Połomski…
Po napisaniu artykułu wiedziałam, że muszę tam kiedyś pojechać. Kiedy więc pojawiła się okazja, by wybrać się z Toruńskimi Spacerami Fotograficznymi, zapakowałam się z przemiłą ferajną i wyruszyłam.
Chodzą ulicami ludzie
Dochodzimy do wąbrzeskiego rynku (jak spojrzycie na mapę, to zobaczycie, że zachował średniowieczny układ ulic! coś pięknego!) i już na wstępie witają nas secesyjne niebieskie balkony. Ale fantazyjne kwiaty to jedno – i rzeźbione, i żywe rośliny oplatają balkony, a na rynku oprócz fontanny stoją klomby. W czasie powszechnej betonozy i wycinania w pień wszystkiego, co zielone, w Wąbrzeźnie na rynku kwiaty po prostu sobie rosną i nikomu nie przeszkadzają.
Na rynku miejscowy historyk płynie przez epoki. Klątwa wiedzy chyba też trochę go dopadła, chociaż potem śmiejemy się, że pewnie miał umowę z lodziarnią, żeby w czasie jego opowieści wszyscy zdążyli kupić lody i kawę. A panie odmierzające gałki nie żałują słodyczy.
W międzyczasie zaczynamy krążyć po rynku, a mieszkańcy miasta sami do nas podchodzą i mówią, co zobaczyć. „A byliście nad jeziorem?” „Jak będziecie szli 1 Maja, to zobaczycie najpiękniejszą kamienicę w mieście”. Rzeczywiście, kamienica jest nieziemska. Idziecie sobie ulicą, a nagle zerkacie w bok i w głębi, przy ul. Kopernika 3 czeka na was istne cudo. Z okna w żółtej kamieniczce wygląda starszy pan i opowiada burzliwe dzieje budynku i jego mieszkańców. W „Donatolu” była i minifabryczka leków ziołowych i kosmetyków, i fabryka chemiczna, i biuro władz okupacyjnych, Urząd Ziemski, internat, szkoła, sklep – łatwiej chyba wymienić, czego nie było.

Tymczasem przy 1 Maja można znaleźć inną kamienicę – taką z płaskorzeźbami na korytarzu. Do środka wpuszcza nas wnuczka powstańca wielkopolskiego. Opowiada o powojennej parcelacji mieszkań, pokazuje wnętrze niezwykłego domu. Słońce muska półki z książkami, wpadając przez kolorowy witraż na końcu korytarza. Okno jest skierowane na tył budynku, więc można by się zastanawiać, po co witraż, którego nikt nie widzi. Ale w „Donatolu” też jest witraż skierowany na podwórko. Może po prostu po to, żeby było ładnie?
Po drugiej stronie wyrasta kamieniczka z pruskiego muru. Wiadomo, że mieszkańcom Torunia, w którym zabudowa szachulcowa znika w tempie ekspresowym, na jej widok mocniej biją serca. Tymczasem przechodzień zaczepia nas: „A wiedzą państwo, co tu było w czasie wojny? Zamtuz”. Ale dom ma dużo dłuższą historię! Mariusz, nasz TSF-owy przewodnik, odczytuje napisy, które ozdabiają budynek. „Eine Taler von Gott beschert, besser verbaut als unnutzt verzehrt” – „grosz (talar) podarowany od Boga lepiej wydać na budowę niż bezsensownie roztrwonić”.
Tak, tutaj nie marnują talentów. Można tak wędrować i wędrować, odnajdując secesyjne plątaniny, liceum oplecione bluszczem, płaskorzeźby na kamienicach, głowę wąsatego strażaka czuwającego nad dawną remizą, pastorówkę z czerwonej cegły, w której funkcjonuje dziś – nazywana jak sto lat temu – ochronka; budynek sądu, policji, ratusz, starostwo, ruiny zamku biskupów chełmińskich, którzy Wąbrzeźno nazywali Spokojnym Zakątkiem (Friedecke, stąd zresztą nazwa jednego z jezior – Frydek); leniwie przeciągające się koty, zaspanego psa na balkonie, stare napisy na murach, dzieciaki bawiące się na rynku z jaszczurkami (to fontanna nawiązująca do historii miasta), minitężnie i mostek, z którego jak na dłoni widać ukryte wśród drzew sanktuarium Matki Bożej Brzemiennej. A potem sprawdzić, jaki koncert będzie grany nad Jeziorem Zamkowym. Trafiamy świetnie, bo na poezję śpiewaną i szanty.
Czy może być piękniej? Może. – Najpiękniejsze wschody słońca mamy nad Sitnem – mówią wąbrzescy fotografowie. – A zachody słońca tutaj, nad Zamkowym.

Niepokój w Spokojnym Zakątku
Do tej beczki słodyczy dodam łyżeczkę dziegciu. Ale naprawdę malutką.
W niedzielny poranek idę z 2 dziewczynami ulicami miasteczka i nagle do nas dociera: „Zauważyłyście, ile tu kosmetyczek, manicurzystek i fryzjerek?”. Rzeczywiście, co krok to jak nie „Świat Paznokcia”, to „Strefa Piękna” czy inne „Studio Urody”. Miasto jest oddalone od Torunia o ponad 40 km, od Grudziądza – ponad 30, Brodnicy – tak samo, od Bydgoszczy – jeszcze więcej, bo aż 75. Dojazdy raczej takie sobie. Albo wyjeżdżasz na koniec świata, albo jesteś przedsiębiorczą wąbrzeźnianką i sama zakładasz biznes. „Jak one musiały oberwać podczas lockdownu!”.
Boimy się zastanawiać, ilu z nich firmy upadły, ile zachodziło w głowę, jak związać koniec z końcem, ile doświadczyło lęku, depresji, braku nadziei. Ile musiało się zupełnie przebranżowić – jeśli miało taką możliwość.
Jeśli więc znajdziecie się kiedyś w okolicach Bydgoszczy, Torunia, Grudziądza czy Brodnicy, nadróbcie trochę kilometrów i przyjedźcie do Wąbrzeźna. Umówcie się do fryzjerki czy kosmetyczki. Przyjdźcie na obiad do małej restauracji na rynku, gdzie pani z uśmiechem podaje porcje obiadowe od serca. Kupcie lody, kawę, a w sklepie na 1 Maja – torebkę, buty czy książkę. Sprawdźcie, co się dzieje w Domu Kultury. Weźcie dzieciaki i idźcie nad wodę, a jeśli zabraliście rowery, pozwólcie im się wyszaleć na torze wyścigowym. Zostańcie na grillu. Sprawdźcie, jaki koncert grają. Zapiszcie się na rajd motorowy im. ojca Bernarda. Obejrzyjcie wystawę starych samochodów albo wyścigi złomków.
Uśmiechnijcie się do miejscowych i spytajcie o ich historie.
Wąbrzeźno was nie rozczaruje.
Rivulet
Oj lubię takie miejsca 🙂