
Jeśli ktoś śledzi wpisy na stronie Ludzie pełni życia, widzi cały ich dynamizm, energię młodych małżonków (i rodziców), którą wkładają w treści, rozmowy, inicjatywy jak spotkania ojców, kobiet czy randki dla małżonków.
Tymczasem książka jest inna. To nie jest coś, co się połknie w jeden wieczór (choć uwielbiam zarwać noc na lekturze). Można przeczytać sobie fragment, przemyśleć, a przede wszystkim rozmawiać, rozmawiać, rozmawiać…
Nieporadnik
Kiedy jakieś 30 lat temu młodzi myśleli poważnie o związku, mieli do dyspozycji chyba tylko książki Jacka Pulikowskiego. Na tamte czasy – odkrywcze, dowcipne, pokazujące, jak wygrać małżeństwo. Potem doszły jeszcze wypowiedzi Wandy Półtawskiej o darze życia, ojca Karola Meissnera o budowaniu związku, wreszcie serdeczne i mądre książki słynnego Orzecha – ks. Stanisława Orzechowskiego. I jeszcze Irena i Jerzy Grzybowscy z ich książkami o dialogu i „nieporadnikami”.
Książka Marty i Stacha – bo tak się nieraz przedstawiają – to właśnie taki nieporadnik. Taki zresztą był plan – nie pouczanie z góry, nie hurraoptymizm (nie zapomnę jakiegoś amerykańskiego poradnika, którego autor twierdził, że jeśli nie będziemy używali wyrazu „porażka”, to nie będziemy mieli porażek).
Pisany współczesnym językiem, do współczesnych młodych (nie tylko tych w wieku „pierwszy rok mija, a ja niczyja”), którzy marzą o tym, że im wyjdzie. Może związek ich rodziców się rozpadł, może ich znajomi już dawno się rozstali, ale oni chcą, żeby im właśnie wyszło.
Co robić? Rozmawiać!
O wszystkim – o tym, co nas denerwuje, co nas cieszy, o kryzysach, emocjach, relacjach z rodzicami, z ludźmi wokół. O przyzwyczajeniach, które wynieśliśmy z domu. O czasie dla siebie nawzajem, który w małżeństwie, zwłaszcza kiedy są dzieci, jest konieczny – inaczej za kilkanaście lat, kiedy te opuszczą dom, zostawią w nim dwójkę obcych ludzi. O wspólnych obowiązkach, o wspólnych finansach, sposobie spędzania czasu. O zmęczeniu i pragnieniu, żeby znów się sobie podobać.
O otwartości na życie, ale i na chorobę czy niepełnosprawność drugiej osoby.
Wreszcie – zwłaszcza kiedy przez związek przetoczy się burza – o tym, co możemy zrobić, żeby uratować nasze małżeństwo. Rozmawiać i słuchać.
Dziękować
A co dla tych, którzy założyli rodzinę i chcieliby przekazać dzieciom swoje wartości?
Autorzy, wychowani w ruchu szensztackim, w bardzo prosty sposób dzielą się swoją wiarą – i pewnie w tak samo prosty sposób mówią o niej swoim dzieciom. Może dlatego maluchy wytrzymują na nabożeństwach, nawet jeśli do końca nie wiedzą, czym jest słynna nacudja lub winnis. A na rodzinnej modlitwie wpadają na pomysł, żeby podziękować za lody i „za dobrych rodziców”.
Dorosły czytelnik może razem z nimi Martą i Stachem zobaczyć, jak działa sakrament małżeństwa, czym jest wierność i uczciwość, do czego przydaje się wspólnota, rekolekcje i stały spowiednik. I dlaczego warto – jeśli dziecko jest już na tyle dojrzałe – pomyśleć o wczesnej komunii świętej, bez otoczki balowych sukien i weselnych prezentów.
Jedyni w swoim rodzaju
Projekt, który ma przetrwać kilkadziesiąt lat, świetny samochód, który ma zabrać rodzinę w podróż życia – tak metaforycznie wygląda małżeństwo w nieporadniku Ludzi Pełnych Życia. Ci, którzy o nie zadbają, którzy mimo burz będą się uczyć drugiej osoby – być może za kilkadziesiąt lat pochwalą się niepowtarzalnym klasykiem.
Alicja M.M.
No właśnie – otwartość na życie to otwartość na wszystko, co może się zdarzyć, nie tylko na potomstwo. Wszystkiego przewidzieć się nie da, ale jeśli to możliwe, warto już przed ślubem uświadomić sobie przynajmniej „standardowe” wyzwania. Nie tylko potomstwo, ale i bezpłodność; choroba i niepełnosprawność; opieka na starzejącymi się rodzicami; dzieci, które zajdą z drogi wiary… No i uczucia, cała paleta uczuć, łącznie ze zniechęceniem, czy przeciwnie – zauroczeniem, ale kimś innym niż współmałżonek To wszystko może się wydarzyć i nie przekreśla wspaniałego małżeństwa.
Renata
Gdyby tu były jakieś polubienia, to bym ci zaserduszkowała ten piękny komentarz 🙂
To mnie właśnie poruszyło w tej książce – podejście do tej otwartości bardzo serio.