Wysoka za wysoko, czyli łażenia po Pieninach cz.2

wpis w: małe stacje wielkich kolei | 2
Ilustracja do tekstu Wysoka za wysoko, czyli łażenia po Pieninach cz.2
Tu jest pięknie, nawet jeśli jeszcze się nie rozpogodziło

Drugiego dnia po południu miały być burze, więc wstałam wcześnie rano i wyruszyłam busikiem na Homole, Wysoką i – to zależało od tego, jak się uda. Busiki w każdym razie odjeżdżają z przystanku naprzeciwko restauracji Halka.

Wąwóz Homole jest przecudny. Jeśli wybieracie się z dziećmi, to niech was nie zrażają te wszystkie strumyki, kamloty i mostki – da się. Tylko mieć dobre buty i pół godziny mija jak z płatka.

Ilustracja do tekstu Wysoka za wysoko, czyli łażenia po Pieninach cz.2
Homole

A potem przyszła pora na Wysoką. Idźcie za szlakiem – zielono-niebiesko-turkusowym (chyba najbardziej ten turkus). Tego dnia było wyjątkowo mokro i ślisko, więc kijki się przydały. Aparat raczej grzecznie siedział w plecaku, bo ważniejsze było przejście trasy niż trafienie obiektywem w błotnistą maź.

Turkusowym na Wysoką

Ale już wkrótce pojawiły się łąki i nawet drzewo, pod którym kiedyś siedziałyśmy z koleżanką, bo wiedziałyśmy, że nie wejdziemy na Wysoką. Teraz na tym drzewie wisi kapliczka. Edi jest teraz siostrą albertynką, no ale żeby aż tak? 😉

Ilustracja do tekstu Wysoka za wysoko, czyli łażenia po Pieninach cz.2
Może to zresztą nie kapliczka, a karmnik, ale Edi naprawdę w zakonie

Dookoła słychać dzwonki owiec, szczekanie psów, u wejścia do rezerwatu ruiny łemkowskiego domku. Jakiś tata idący z rodzinką próbuje tłumaczyć dzieciom skomplikowane historie.

Podejście jest rzeczywiście strome, w końcu to Wysokie Skałki. Cieszę się, że podczas ostatnich Toruńskich Spacerów Fotograficznych w Ostromecku i w Górznie Darek i Marcin przegonili nas po rezerwatach, ale w porównaniu z tym to były rezerwatusienienieczka. W pewnym momencie spotkaliśmy wędrowników zmierzających od drugiej strony (od Palenicy) zjeżdżających po błocie, bo inaczej się nie dało. Iść czy nie iść, iść czy nie iść? Przyjdź, Duchu Święty!

Krok za krokiem, w końcu lesie ukazała się mała polana, jakby poczekalnia przed wejściem na Wysoką – dalej można iść w stronę Szczawnicy i Palenicy szlakiem Małych Pienin albo na szczyt. Zrobiłam kilka kroków i tym samym… znów nie zdobyłam Wysokiej! Na TSF-ie panowie pomagali nam na szlaku, a tutaj byłam sama. Nie ma co ryzykować. Góry uczą tego, że w sumie nic nie musimy.

Wejdę sobie jeszcze kiedy indziej.

Ilustracja do tekstu Wysoka za wysoko, czyli łażenia po Pieninach cz.2

A droga wiedzie w przód i w przód

Ciąg dalszy trasy był początkowo dość trudny – ślisko, kamieniście. Ale już wkrótce dało się wyjść na spokojną leśną drogę w Borsuczynach – znalazłam nawet kilka dojrzałych jeżyn – i potem na Durbaszkę. W planach był odpoczynek w schronisku (kilka minut ostro w dół) a potem, w zależności od pogody, albo w pół godziny do Jaworek i łapać busa, albo pójść dalej (tylko ten stromy powrót w górę…). O 13 miała być burza. Pan szybko podał mrożoną kawę, ale zrobienie frytek zajęło mu nie wiedzieć czemu bardzo dużo czasu (płatność gotówką). W międzyczasie rozpogodziło się tak pięknie, że o powrocie do Jaworek nie było mowy. Na Palenicę marsz!

Tylko uwaga: trasa grzbietami Małych Pienin ma dwie godziny. Co prawda przystanków więcej niż na autostradzie z Torunia do Gdańska, ale trzeba mierzyć siły na zamiary i jakby coś – zejść wcześniej – np. żółtym szlakiem na Szlachtową (zejście przed Cyrhlami). Albo odpowiednio wcześniej zadbać o kondycję.

Ilustracja do tekstu Wysoka za wysoko, czyli łażenia po Pieninach cz.2
O tak, o!

Początek jest niesamowity – widok na połoniny, Tatry, Trzy Korony, słońce wychodzi zza chmur, owce gdzieś na hali (krowy też będą), chce się śpiewać, tańczyć, to nic, że kostka obtarta. Ale im mniej sił, tym mniej szczytów się zdobędzie – po prostu trzeba je obejść dołem, a szkoda widoków. I kiedy już człowiek nie ma sił i ma ochotę rzucić to wszystko i jechać… no nie, może w Bieszczady to nie akurat teraz – okazuje się, że wlazł na Szafranówkę (łączy się tu szlak turkusowy z żółtym) i tymże żółtym szlakiem może zejść na Palenicę.

A z Palenicy można do Szczawnicy albo na nogach, albo wyciągiem. Byłam już tak padnięta, że zdecydowałam się na wyciąg, stwierdzając, że mama jeździła wyciągiem, tata jeździł wyciągiem, to i mnie wypada. Co prawda zdaje się, że na ich zdjęciach to były Karkonosze.

Ilustracja do tekstu Wysoka za wysoko, czyli łażenia po Pieninach cz.2
Tak wygląda szlak, kiedy nie jest mokro i ślisko

Dla mnie i tak radość, bo jak sobie pomyślę, że jakieś 20 lat temu zastanawiałam się, czy zrobię krok, a teraz mogę bez najmniejszego bólu zrobić kilkanaście kilometrów w górach – to niech sobie będzie i ta Wysoka niezdobyta. Co człowiek zobaczył, tego nie odzobaczy. A warto!

Ilustracja do tekstu Wysoka za wysoko, czyli łażenia po Pieninach cz.2

2 Responses

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *