Jak wyjść z kołowrotka, czyli „Żyć modlitwą” Michele Faehnle i Emily Jaminet

wpis w: książki | 0
Ilustracja do tekstu Jak wyjść z kołowrotka, czyli "Żyć modlitwą" Michele Faehnle i Emily Jaminet

Gdzie w codziennym zabieganiu wcisnąć modlitwę? Czy da się rozmawiać z Bogiem między szybkim zjedzeniem makaronu po powrocie z pracy a rozwożeniem dzieci na zajęcia pozalekcyjne?

Żyć modlitwą. Praktyczny przewodnik, jak stać się kobietą modlitwy„, to wbrew pozorom książka nie tylko dla kobiet (panowie mogą mieć pewne opory przed próbą pisania dziennika podczas lektury, ale jeśli wyobrażą sobie, że to dziennik pokładowy…). I nie tylko dla mam, choć autorki to mamy wielodzietne – Michele Faehnle ma czwórkę dzieci, a Emily Jaminet – siedmioro.

Listy pachnące w sieni

Może właśnie dlatego książka jest bardzo praktyczna. Bez zbędnej egzaltacji autorki dzielą się sposobami na podtrzymanie relacji z najważniejszą Osobą w ich życiu.

To drobiazgi, jak zauważanie „miłosnych listów”, czyli drobnych wyrazów troski ze strony Stwórcy; znalezienie konkretnej, własnej pory na modlitwę (choćby trzeba było wstać te 20 minut wcześniej); przypominanie sobie Jego obecności przez prozaiczny magnes na lodówce czy obrazek w sypialni; opowiadanie Mu wszystkiego, nawet tego, co odbieramy jako nieprzyjemne („Kiedy mamy relację z Bogiem, nasze modlitwy są autentyczne, szczere, a nawet niegrzeczne”); ale też słuchanie, czytanie Słowa Bożego (na przykład czytań z dnia).

Tymczasowa kaplica

To wykorzystywanie chwil podczas siedzenia w samochodzie, kiedy zawiozłaś dzieci na zajęcia do domu kultury, zrobiłaś zakupy i masz jeszcze całe dziesięć minut, których nie musisz spędzać na scrollowaniu smartfona („bez Biblii nie ma czytania mejli” – tak Michele opisuje swoje poranki), to sięganie po aplikacje, które ciągną w górę. To ignacjański rachunek sumienia, kiedy wieczorem można usiąść, spojrzeć z dystansem na miniony dzień, podziękować za to, co dobre, przeprosić za to, co nie wyszło i poprosić o siły na nowy dzień.

Autorki przypominają o sakramentach, korzystaniu zarówno z modlitwy spontanicznej, jak i klasycznych modlitw jak różaniec, nowenny czy litanie. Zachęcają do szukania – jak to pisała Teresa z Avili – „przyjaźni z Jego przyjaciółmi”. A skoro o przyjaciołach mowa – przedstawiają również sylwetki świętych kobiet.

Mówią m.in. o Matce Teresie z Kalkuty, która przez wiele lat modliła się w ciemnościach, wielodzietnej mamie i przedsiębiorczyni Zelii Martin czy zawsze konkretnej Edycie Stein.

Szkoła modlitwy

Na koniec – jak czytać tę książkę? Najlepiej potraktować jako zeszyt ćwiczeń, tak jak się ćwiczy języki czy inne umiejętności. Codziennie sięgać po jeden z podrozdziałów (krótkie!) i próbować coś z tego zastosować. Na przykład modlitwę podczas mycia zębów. Albo westchnięcie za tego członka rodziny, którego ciuchy właśnie rozwieszasz na suszarce. Albo chwilę na adorację po drodze z pracy.

Albo znaleźć sobie swój własny czas i sposób na modlitwę. Byleby tylko nie „pozbawiać się tego, za czym dusze wasze tak bardzo tęsknią” (Syr 51,24).

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *